31 stycznia 2010

Love - krowe pisał byk...


Będzie o miłości. I o zakochaniu. Może wyprzedzam parę dni... ale w zasadzie żadne "święto" nie jest potrzebne by o tym mówić tudzież pisać. Ten temat chyba nigdy nie wyjdzie z mody, nie przeterminuje się. I zawsze będzie trącił kiczem ale co tam!

Zakochałam się. Bez pamięci. Totalnie. Od pierwszego wejrzenia i na amen. Straciłam głowę, połknęłam bakcyla... zadurzyłam się po uszy... Kocham. A dziś nawet uświadomiłam sobie, że jak najbardziej z wzajemnością!

Obiekt moich nieustannych wzdychań jest pozbawiony wad, dobry, nieskazitelny... idealny jednym słowem! Chodzi o Lulę rzecz jasna. Pomimo całej mojej miłości do lulinego Ojca myślę, że nie obrazi się kiedy wyznam, że tak silnego i gwałtownego wybuchu emocji jak ten o którym piszę, nigdy wcześniej nie doświadczyłam.

Po raz pierwszy uświadomiłam sobie siłę tej mojej miłości kiedy zabrano mi Ją tusz po urodzeniu na całe 2 godziny. Taka nagła z nią rozłąka (po bagatela 9 miesiącach ciągłego bycia razem!) wpłynęła na mnie fatalnie - czułam się wyschnięta jak badyl na pustyni. Jakby zabrano mi rękę, nogę lub jakąś inną część ciała... Pamiętam wręcz fizyczny ból powodowany rozstaniem, ścisk w żołądku i ogromną tęsknotę.

I spokojnie, jestem wyedukowana jeśli chodzi o poporodowy strzał hormonu miłości i pewnie miał on w tym wszystkim swój udział, ale nie wierzę żeby krowa czy klacz przeżywały to samo co ja.

Teraz normą jest, że każde opuszczenie domu bez Lulki wiąże się dla mnie z nieustannym powracaniem do niej myślami. Kiedyś patrząc z boku uznałabym że mi odbiło... no ale przecież po prawdzie to jestem zwariowaną matką i o tym już było.

A wracając do dzisiaj. Dotarło do mnie, że moja malutka też mnie kocha! Piękną, czystą i bezwarunkową miłością małego dziecka. Wystarczy, że na nią spojrzę a buźka się jej rozjaśnia, cieszy się każdym moim słowem i najbardziej idiotyczną piosenką (nawet kiedy fałszuję). Niby mały radar śledzi każdy mój krok a kiedy się zbliżam uśmiecha się, chichocze, zaczepia, rozmawia. Kiedy traci mnie z pola widzenia - mruczy z niezadowolenia... ale już sam mój głos działa na nią uspokajająco.

Potrzebujemy się nawzajem.

Ona jest dla mnie jedyna na świecie i ja jestem jedyna na świecie dla niej.

(no dobrze... Ojciec Julki też jest jedyny i dla mnie i dla niej - niech mu będzie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz