26 stycznia 2010

To My - jak mawia mama - dwa "bumbule"



Kiedy patrzę na Ojca śpiewającego Lulce jeszcze bardziej głupawą piosenkę własnego autorstwa niż ja dnia poprzedniego, choć wydawało mi się, że już nic bardziej idiotycznego wymyślić się nie da... albo kiedy myślę o tym jak wyglądam, wyginając śmiało ciało w rytm muzyki lub wykrzywiając swoją twarz na coraz bardziej głupkowate sposoby... - zachodzę w głowę, jak to się dzieje, że małe dziecko potrafi z poważnych ludzi zrobić totalnych świrów...?

Jeden mały uśmiech Julki czyni cuda a co dopiero rozkoszny rechot! A że śmiech jest zaraźliwy, to najczęściej jednak trochę wymuszony chichot naszej produkcji (wywołujący z kolei radość Lulca) wraca do nas ze zdwojoną siłą! Nasz dom nigdy nie był tak pełen uciechy jak teraz - serotonina wprost tryska kaskadami! Uśmiechy prawie nie schodzą z naszych twarzy. No bo jak tu z posępną miną do dziecka podejść? Niech się znajdzie taki co potrafi...

Więc chcąc nie chcąc, cokolwiek się dzieje, jest... jakoś tak pozytywnie. Skaczemy, śpiewamy, wygłupiamy się... i idzie nam na zdrowie. Polecam wszystkim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz